Szymon TUR & Wowo - Fatality lyrics

Published

0 309 0

Szymon TUR & Wowo - Fatality lyrics

[Zwrotka 1: Rogal DDL] Nie wiesz - nie dyskutuj, plotek błagam, nie produkuj żenisz kity jakich mało, ktoś cię wypierdoli z butów Nie ma cudów, pełno długów, zawsze nadzieja jest w piątku Melanż leży na żołądku od początku, bez wyjątku Nie pasuje - się stąd montuj, pompuj gdzie indziej te posty Chujowe, pozdrawiam mistrzu ciętej riposty Za to ode mnie masz propsy dożywotnio, w prezencie Za to kurwa twoje wzdęcie, ty jak przyklękniesz na pęcie To może wtedy pęknie ci ta jebana w dupę kula Piątkiem króla, widzę temat ładnie turla Mea culpa, rysy nie mieszczą w rachunku Cielęcinki na aftery, ty się ręką kurwa spunktuj Bez odwrotu, bez rachunku, śledzisz wyniki Top model Ja Top p**n Star, dałbym niejednej nagrodę Zniszczysz głowę, garderobę, całodobowe bale A ja walę w twoje 'ale', wypierdolone trwale Odsłaniam werticale, czarne słońce mnie wita Myśli składam jak Lego, pod cytaty z klasyka Miano szarych bloków wita, mi pasuje jak najbardziej Jebać na szkło parcie, zatopiony w asfalcie Ktoś se porucha na farcie, bo na koncie ma zera … gajera, cipek branie na rapera Nie dla mnie ta kariera, chcesz - to wbijaj na parkiet Podziemny rap, w cieniu sławy na pełnej petardzie [Zwrotka 2: Bonus RPK] Toksyczne realia, nieprzetasowana talia W baniach haja (haja), w ustach faja (faja) Ostry wkład po jaja, to kurewskie odloty Bez cenzury rap, DDL wie coś o tym Za oknem kłopoty, na kwadracie pęka czacha Rozpływają się gówniarze, po pigułach, nie od macha Tak wygląda Warszawa, ojebana w neony Ty w gonitwie za hajsem pamiętaj o pierworodnym Jak go porwą rejony, to nie wróci z powrotem Oleje rodzinę i wybierze hołotę A zanim zmądrzeje, los pokara go srogo Wtedy dojdzie do niego, że to nie tą drogą Możesz wierzyć mi na słowo, bagno wciąga szybko Jak na blokach hip hop, jak ulica i ryzyko Ciemna Strefa - żadne dicho, lamusy dupa cicho Samo życie, cały czas, w parze z tą muzyką Nie pierdol, że nie, prawda kłamcę w oczy razi Niczym wrzątek parzy, spróbuj to zajarzyć Możesz kurwa się obrazić, a i tak nawinę swoje Hardcore'owy rap, RPK - za tym stoję murem I w ogóle, zwroty hurtem jeszcze splatam Całe życie w tych klimatach, dymem przesiąknięta chata Rymem to, co myślę splatam, twoją głowę oplatam Jak wąż boa wciąż w betonowej dżungli latam [Zwrotka 3: Rogal DDL] Twarde dragi, młode cipki, kubeł wódy Zrolowane stówy, przez nie widać nocne kluby (ta) go-go dupy, spite jak ta lala ładnie kurwa tańczysz, pewnie lepiej opierdalasz Ona plastikowa cała, ty weź stemperuj gula Zamiast kurwy liczyć w tracku, policz te zdjęte z chuja Ten rap się rozbujał, wścieklizna, turbulencje Z szyderców loży sram w komercję, palę tęczę Kiedyś serce jej oddałem, w pakiecie razem z prawdą Rozmową, zrozumieniem, z szacunkiem - nie warto (Tfu!) Myślisz, że mnie boli jeszcze? Tamtą klęskę jakoś cześciej widzę dzisiaj permanentnie A twe ziomy i pretensje, spekulacje, przykre stany No bo wieszasz na kimś psy, jak się kurwa z nim nie znamy Gałgany, koczkodany, szukasz igły w stogu siana? Raz - wytrzeźwiej, boś pijana Dwa - uświadom, że to blamaż Od wieczora do rana rap nakurwia z głośnika La dolce vita, może zajechać ci sznyta I siada psychika, zgrzyty, fakty, mity Nimfomanki, kłody, mamuśki, lolity Nie wariuj dla cipy, kici kici, taś - taś Zdejmij z głowy problem, po co martwić się na zaś? Łaś się teraz kurwa, do mnie suko Bo niepewne jutro, więc jebać to, trudno [Zwrotka 4: ATR] Światła miasta, niejedna chciała zabłysnąć jak gwiazda Niejeden szasta hajsem, nie mówi 'basta' Twarda jazda, od początku do końca Wystawiają swoje dupy, czy znajdzie się odbiorca? Forsa, forsa, forsa, czas zarobić coś Mimo tego idzie wszystko w nos, tylko w noc Koks, wóda, roztwór przesądzony, ulicy szpony Człowiek bardziej pogrążony, otoczony, otumaniony przez to prawo Sądzony w miejscu zwanym oskarżonych ławą Dobrą zabawą nie zakończy się film Główną rolę grasz w nim, chcesz - to dalej płyń Później nie wiń nikogo, jaką poszedłeś drogą Kasyna, potem kurwy, a następnie srogo Niepodrabialne logo, Ciemna Strefa na odsłuchach Najpierw rzuć ją na kolana, a na końcu ją ruchaj Nie chcesz - nie słuchaj, nie chcesz - nie ufaj mi Odnalazłem klucz, teraz otwieram drzwi Dziwki, Dragi, Lasery, nie obejdzie się bez krwi Jedzie erka na sygnale, a za nią jadą psy Ty w tym syfie tkwisz, no bo wpadłeś po uszy Gówno z tego zostało, mało co cię już ruszy Piątek szybko się zbliża, palnik suszy się i suszy To jest ten styl, ty nie próbuj go zagłuszyć [Zwrotka 5: Kiszło] Góra - dół, góra - dół, zapierdalasz na zmianę Wyszedł znów wielki chuj z tego, co było w planie Najlpierw liter na dwóch, potem płytę na pół Kryzys, balet, że w ciul, życie jest przejebane Ty się budzisz nad ranem, zgięty w pół na kolanie Kibel znów zarzygałeś, znowu nieodebrane Byłeś znów zimnym draniem, kłamstwo na poczekanie Kac - morderca i baba z rana ryją ci banię Nie wiesz, co robić dalej, z góry w dół się staczałeś Tej nocy z gentelmena stałeś się znowu chamem Balety zakrapiane, to moralniak nad ranem To proste jak jebanie, jak w pacierzu 'amen' Twoje oczy - kryształy, dzisiaj nic nie pospały Węgorz duszony kartą, na tacy już podany Co lepiej zrobi z rana, niż twoja ukochana Seta tak pozwijana, lubisz łupież szatana? Znów bania u Cygana, więc wariować dziś trzeba Kocham bardzo tą banię, a Cygana kurwę - jebać Góra - dół, góra - dół, Dziwki, Dragi, Lasery Rogal, Bonus, ATR - w domu zostaw maniery To szczyty i partery jak góra i dół To na twoich głośnikach napierdalamy znów Znów się upajamy do nieprzytomności Bo do szalonych imprez miewamy skłonności [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]