Strachy Na Lachy - Ballada dla obywatela miasteczka P lyrics

Published

0 80 0

Strachy Na Lachy - Ballada dla obywatela miasteczka P lyrics

Balladę swą posyłam ci, Za cztery drwa, które dałeś mi Obywatelu miasteczka P. Gdy na mrozie kuliłem się... Ty, który mnie ogrzałeś, gdy Panie, panowie, mieszczanie źli Pełnym godności gestem mi Przed nosem zamknęli swe drzwi! To prawie nic, ot, cztery drwa, Ale ogrzałem nad nimi się, Gorące jest już ciało me, Bo płomień ich wciąż we mnie trwa! Obywatelu miasteczka P. Gdy umrzesz - niech powiozą cię Poprzez błękitny nieba łan - Gdzie czeka Pan. Balladę swą posyłam ci, Za chleba kęs, który dałaś mi Dziewko z oberży w miasteczku P. Gdy głód tępy z nóg ścinał mnie... Ty, która chleb mi dałaś, gdy Panie, panowie, mieszczanie źli Psów odkarmionych swych głaszcząc łby Przed nosem zamknęli mi drzwi! To prawie nic, chleba kęs, dwa, Lecz oszukałem nimi swój głód, Zniknął pustego brzucha chłód, Wspomnienie to wciąż we mnie trwa! Dziewko z oberży w miasteczku P. Gdy umrzesz - niech powiozą cię Poprzez błękitny nieba łan - Gdzie czeka Pan. Balladę swą posyłam ci, Za uśmiech twój, który dałeś mi Obcy przybyszu w miasteczku P. Gdy policjant zabierał mnie... Ty, któryś skinął dłonią, gdy Panie, panowie, mieszczanie źli Wybiegli widząc przy mnie straż, Obelgi rzucali mi w twarz! To prawie nic, uśmiech i gest, Lecz osłodziłem nim gorycz swą, Zapamiętałem chwilę tą I ona nadzieją mą jest! Obcy przybyszu w miasteczku P. Gdy umrzesz - niech poniosą cię Poprzez błękitny nieba łan - Gdzie czeka Pan.