Solar/Białas - Z nieba nie spadło lyrics

Published

0 132 0

Solar/Białas - Z nieba nie spadło lyrics

[Białas] Są na świecie rzeczy ważniejsze, niż nasze rymy Oczy naszych bliskich obserwują jak skończymy Nie musimy brać za karabiny, odpalić Niemca Teraz droga do szczęścia jest o wiele łatwiejsza Obiecuje ławkom, będę żył kozacko Nawet jak teraz nie raz w lodówce mam tylko światło Mam iść do tyry? Jestem za dumny na nadgodziny Albo za głupi i próżny, żeby poszukać przyczyny Czemu jestem taki, już wiesz Obiecałem sobie coś dekadę temu, nie odpuszczę (Patus) Taką metkę znów mi ktoś przyczepił Dzisiaj nie ma znaczenie to czy tata pił czy nie pił (Pierdol to) Patrz co robię, gdy lamusy z domu idealnego Ciągle napierdalają proch, obrócą się w niego Od początku mieli sos, mniej siniaków Ja tylko kurwa miałem flow i kilku przyjaciół [Ref.] Zobacz ile się zmieniło od pierwszej domówki Ilu raperów odpuściło, ilu z nich to kurwy Nawijam tyle lat, czemu miałbym dziś odpuścić Nadal kocham rap, a nadal jestem pusty x2 [Solar] Nie miałem hajsu na studio, kupiłem je za hajs z bitew Miałem grubszy plan jak architekt Nie było hajsu na mix/master Nie robił go Flamaster Czytałem tutoriale od dwunastej do dwunastej Ciągle miksowałem, to piszczy mi w głowie Bity dostaliśmy za sk**sy nie flotę Poligrafię zrobił ziomek, zdjął ze swoich powiek LIS to the Kula - chory człowiek Do dziś nie wiem, skąd wzięliśmy dziesięć koła na tłocznie Ja chyba tyle nie zarabiam rocznie Piątak na klip, był od fanów za t-shirty Więc dla was zawsze piona, dla najwierniejszych Nie było wydawcy, promo zrobiliśmy sami w necie W takiej sytuacji, srasz co gadali śmiecie Musiałem się najebać, żeby o tym gadać, teraz Więc jak się nie wkurwiać, jak komuś spada z nieba Co? [Ref.] [Zeus] Dwaj szaleńcy w mieście patologii i nędzy Pomiędzy hieny weszli, uzbrojeni w bębny i wersy Koledzy dali za wygraną, więc jak to jest Że pytają czy jak dziś nagrają z nimi, będzie tak samo - nie Za długo się taplałem w tym bagnie Żeby na tacy dziś wam podać, to co znalazłem na dnie Wybaczcie.. Wszedłem w tę rap grę jako Zeus, nie Jezus Nie wiedząc ile w oceanie jest meduz Straciłem paru kolegów i miliard złudzeń W krainie hajsu, przekrętów i wynaturzeń I nie zawrócę już, nie, choć bywa różnie W plecach mam już nóż niejeden, nie czuję muśnięć Dziś inwestuję, to co zgarnąłem wczoraj Żeby pojutrze wrócić nie do demówek, tylko na Bora Bora Wciąż jestem jednym z tych dwóch typów z Teofilowa Co założyli Pierwszy Milion nie mając na browar [Ref.]