Piter - Mania Prześladowcza lyrics

Published

0 64 0

Piter - Mania Prześladowcza lyrics

[Zwrotka 1: Piter] Boję się wyjść z domu rano i po zmroku Lustra patrzą się na mnie tysiącem oczu Zasłaniam okna, żeby poczuć się bezpiecznie Boję się cholernego światła choć brzmi to niedorzecznie Czuję miliony oddechów na swoich plecach Widzę twój wzrok nawet w najmniejszych rzeczach Wmawiam sobie, że wszystko jest w porządku Pusty pokój, a jednak czuję oni że są tu Boję się wyjść na zewnątrz, boję się być w domu Każdą czynność starałem robić się po kryjomu Nikomu nie mówiłem o niczym, tkwiłem w strachu To jak kropla deszczu stykająca się z powierzchnią dachu Rozbiłem cholerną kamerkę internetową o ścianę Lecz boję się że to także było obserwowane Każdy list to wezwanie do sądu, każdy telefon od policji Każdy radiowóz jedzie po mnie, oprócz psychiki gorszy stan aparycji Tylko gdy śpię o tym nie myślę, to mnie prześladuje Czuję się jak cholerna kałuża która błyskawicznie paruje Każda pierdoła truje mi dupę i każe mi się martwić Czytając tylko udaję, patrząc w okno nerwowo przekręcam kartki Ten typek idzie za mną już od dłuższego czasu Mam obawy że chce mnie zabić i wywieźć zwłoki do lasu Pieprzone wewnętrzne rozterki i dylematy Tworzą obawy że działają blisko mnie jakieś tajne aparaty Buduję barykadę wokół swoich pojebanych myśli Bo wewnątrz czuję się jakby wszyscy mnie bili i gryźli Nic nie zrobiłem mimo to czuję się winny Widok siebie błagającego o litość byłby co najmniej dziwny Życie jakby rzucało mi ciągle piaskiem w oczy Jestem już wyczerpany, nie mogę dłużej tej walki toczyć Perspektywa samobójstwa staje się coraz realniejsza A chciałem być piękny i wykształcony niczym gejsza Mniejsza jest moja siła oporu od tej która się poddaje Wielkie góry zmartwień, wielkości takiej jak Himalaje Ta choroba psychiczna zżera mnie całego od środka Nie mogę paść, choć w głowie słyszę wyraźne hasło:"Lotka!" Moją codzienność i problemy oddziela jedynie cienka granica Muszę się zatrzymać i odpocząć więc potrzebna mi złota kotwica Wasze oczy wpatrzone we mnie gdy jestem tyłem Sprawiają że chcę sobie podciąć pojedyńczo każdą żyłę [Refren] Mam manię... (Mania prześladowcza...) Nie jestem bezpieczny... (Mania prześladowcza...) [x2] [Zwrotka 2: Piter] Myślę co mogłoby mnie teraz uratować Nie wystarczy mi przecież tylko szczera rozmowa Żeby mieć spokój musiałbym zamieszkać na Saharze Albo zaginąć biorąc udział w morderczym Dakarze Już nie jarzę, nie odróżnim snu od jawy Nie potrafię wziąć do ust żadnej potrawy Bez rozmyślań czy na pewno nie jest zatruta Komfortowym byłoby dla mnie traktowanie mnie jak wyrzutka Ale gdy potrzebuję spokoju wszyscy zwracają na mnie uwagę Moje barki mogą się ugiąć pod tym doświadczeń bagażem Może powinienem zacząć pracować jaki latarnik Wśród tych cieszących się czuję się jak tytoniosceptyk w palarni Zgubiłem zegarek i od tej pory nie mam na nic czasu Czuję się jakbym grał w brydża i wpadł w stadium impasu Doszedłem do swojego problemu z głową meritum Ilość trwogi wielka niczym ilość we krwi erytrocytów Wtapiam się w otoczenie, jestem kameleonem Jestem na dziurawej tratwie, mam niewiele czasu, tonę Muszę zrzucić balast, może to wszystko to kara Przez te zbiegi zdarzeń popadałem w marazm Chciałbym znaleźć się w miejscu gdzie byłbym sam Gdzie byłbym z dala od propagandy TVNu i TV Trwam Gdzie nikt nie mógłby mi wbić noża w plecy Gdzie nie musiałby rządzić mną instynkt zwierzęcy Ten niemowlak zlał się z otoczeniem Czuje się niczym więcej niż tylko wspomnieniem Czuję się jak ginekolog który coś przeskrobał To już trzecia z rzędu nieprzespana doba Jedno wydarzenie wywołało reakcję łańcuchową Pieprzony efekt domina, upadło jedno ogniwo Posypało się wszystko, jestem domkiem z kart Jedyne co uratowało mnie przed śmiercią to fart Wosk spływa, świeczka się wypala, gaśnie Ratuj tego człowieka zanim na zawsze zaśnie Jestem zbyt uzależniony od zmartwień Czuję w kościach że zaraz kurwa coś tu spadnie Moje plecy czują wzrok jebanego monitoringu Boję się wszystkiego, boję się mobbingu Szklanka jest w połowie pusta Widać nie za bardzo trafia to w me gusta [Refren] Mam manię... (Mania prześladowcza...) Nie jestem bezpieczny... (Mania prześladowcza...) [x2] [Zwrotka 3: Piter] Byłem na klęczkach, ty chciałeś mnie dobić Jesteś śmieciem, wrzucę cię do kosza jak Bryant Kobe Co robisz? Chcesz być rozjechany jak Moby? Mówią że jestem wydajny bo jestem mobilny jak mobil Rozbijam szyby twojego cholernego domu Mam nadzieję że nabawisz się tego samego co ja syndromu Może gdy twój język zetknie się z podeszwą To będzie ci śpieszno przemyśleć swe czyny często Robi się gęsto, nie czujesz się rozluźniony Spytaj się księdza czy smaczna była pochwa Lony Kokony w które cię zawijam odbierają ci sprawność Dawno nie cieszyłem się tak na nic jak na to Nie pomyślałeś co czułem gdy byłem na dnie Czułem się marnie, uważaj bo zaraz coś cię napadnie Rozdrażniona bestia, sfrustrowana porażką Nie zabawi cię igraszką, obwiąże usta i udusi apaszką Atak z zaskoczenia boli najbardziej Zdecydowanie powinienem upadać rzadziej Parcie mają wszyscy na kasę, stanowisko i dupy Domowe ognisko jest niczym dla tych zepsutych Nie będzie negocjacji, nie jestem Samuelem Jacksonem Michaelem też nie, może jestem Sauronem Rozbijam ci głowę i łamię żebra Bierze cię febra, a ja dalej już nie gram Żegnam was i nie oczekuję pomocy Wiem jaki każdy z nas jest pod osłoną nocy Jestem silniejszy, jestem w stanie rzucić nałóg Spójrz na Sejm, to oni reprezentują naród? Lepiej iść do baru, upić się i zapomnieć Mając w sobie procenty można udawać że to koniec Upadniesz na podłogę i nie wstaniesz jak Rysiek z Klanu Nie zgadniesz frajerze kto był twórcą tego planu Biały dzieciak nie będący w pełni sprawny Psychika sprawiła że jego problem jest jawny Wchodzenie butem w moje sprawy było złym wyjściem Chuj cię obchodzi mój interes, zajmij się swoim życiem Więc jeśli nie podoba ci się to co robię Mogę mieć cię łajzo tylko za kopię Tych którym przeszkadza to co mam do powiedzenia Tych którzy robią wszystko bym nie udźwignął brzemienia