Peja - Doskonały Przykład lyrics

Published

0 93 0

Peja - Doskonały Przykład lyrics

[Refren] Dałeś doskonały przykład, jaki być nie powinienem Czy różnimy się znacznie? tego nawet ja nie wiem Ale obiecałem sobie, że coś w tym życiu zmienię Nie wiem czy mi wyjdzie, lecz się staram być człowiekiem [Zwrotka 1] Ten strach jako towarzysz w drodze na ostatnie piętro Czy drzwi wejściowe całe i czy czeka mnie tam piekło? Sam nie raz wywarzałem te drzwi wyłamywałem Bo do domu rodzinnego jakoś dostać się musiałem Kiedy klucz od wewnątrz często był wsadzony w zamek 21/8 dom pełen niespodzianek Gdzie w oknach brak firanek od małego dzieciaka Pamiętam w kuchni i na pokojach draka Rodzinne zapasy przy użyciu tasaka Zdarzyło się płakać jestem zupełnie szczery Strach we mnie wzbudzał widok siekiery W rękach tyrana, który miał być moim ojcem A pokazał mi w życiu same rzeczy najgorsze I na tym nie skończę, obietnice bez pokrycia Ile zobowiązań z twojej strony za życia Muza na full, żarcie z rożna, poker Lata osiemdziesiąte to czasy prohibicji Menzurki i kuwety w samym stanie wojennym Wódy widok codzienny to domowa produkcja Miałem zdolnego staruszka, na głowie poduszka By zagłuszyć te bełkoty bawiącej się hołoty Obok do białego rana cała zgraja najebana Wszyscy tu bywali Waldek Kiera z mieszkania Jakie doświadczenia? zagrożenie, złe doznania Świeża emulsja ścienna na niej krew rozmazana W drzwiach powyrywane zamki, drzazgi, braki szyb w oknach Przed kolegami obciach plus szereg interwencji Pies, kuratorzy i opiekun społeczny Bardzo dobrze znany jak wywiad środowiskowy Czy z bratem mam co jeść, czy do szkoły gotowy To relacje sąsiada, który za dużo gadał A sam nie był święty zwoził dupy do mieszkania Z koleżkami z milicji miał bal do białego rana 2 1 8 oto mój życiowy dramat! [Refren] [Zwrotka 2] Wyrzucałem oknem noże, żeby nie były w użyciu Chowałem pieniądze i wódę, a dlaczego? By nigdy więcej nie widzieć ciebie pijanego Żebym miał jutro, co jeść, gdybyś poszedł w ciul tato Parę razy się zdarzyło nazwać cię pijaną szmatą Ty śpisz ja cię okradam, po cichu się skradam Co by było gdybym wpadł, byś się zbudził mnie przyłapał? Nigdy o tym nie myślałem to głód, determinacja Zamieniłeś życie z synem na prywatne wakacje W lodówce czystki rządził Ludwik Waryński Dwie stówy to nie mało je się chciało, więc śmiało Do przodu, do przodu zniszczyć uczucie głodu To jeden z istniejących tych kradzieży powodów Zmarnowałeś mi dzieciństwo tak niestety wyszło Zmarnowałeś mi matkę ja byłem tego świadkiem Tyle widziałem przypadkiem, czego nie powinienem Nic nie rozumiałem przecież byłem małym dzieckiem Ile wylanych łez tyle co wódy w kielonach? W stopie seta, golona cóż seta następna w pieczątkach I w pracy, po pracy, rodacy, pijacy Przyszło Ci w końcu za to życiem zapłacić