Esteo - Obłąkane Zwierciadło lyrics

Published

0 76 0

Esteo - Obłąkane Zwierciadło lyrics

[Intro] Nieee! Aaa, obłąkane zwierciadło! Aaa, obłąkane zwierciadło! Aaa, obłąkane zwierciadło! [Verse 1] Pozwala na wiele rzeczy niespójnych Pozorny klucz do informacji skrytych Pali się bez temperatury płomień Mydly ogień pochłonie, aaa ooo Pod wpływem nieschłodnego wiatru uderzeń Rzuca on tańczący ulotny cień Kiedyś w końcu gaśnie, moment zamiera Nie raz jeszcze wróci, obłąkania wróci pora Przez obłąkaną siłę, zwierciadło obłąkane Obłąkane, ha!, to za mało powiedziane! [Verse 2] Nieee, znów słyszę ten dźwięk Aaa! To samo dzień w dzień Zwierciadło rozkołysało swą tafle Woda się przelewa, koszmar, oczy martwe Razga ją raz bez ruchu w rym dobowy Raz paradoksalny, a raz wolno falowy Chcesz być tam, dotknąć to, ale nie One mistrzem jest i dobrze o tym wiesz! [Verse 3] Nie dopuszcza do tego by było za dobrze Od razu szaleje, obraz traci formę Wiesz co, jak, gdzie jesteś i dlaczego Wszystko się kołysze, pieśnie na biegu Znam dwa rodzaje każdy mi odpowiada W jednym jest niotko(?) a w drugim mata Od ciebie zależy czy je uspokoisz Czy dasz się porwać i w głąb roju wpadniesz Wiesz jak w nim jest, jak nie to się przekonaj Wybierz mate i świra pokonaj Wyjdziesz bez strat, lub stracisz życia smak Esteo, nie jedna szansa na starcie Zwierciadło chore, przypatrz mu się bacznie Bacznie, bacznie, bacznie.. [Verse 4] Nieee, Obłąkane zwierciadło w nocy mnie dopada W dzień nie, w dzień nie odpowiada Przychodzi nagle i trzyma mą mowę Bierze wielki miecz i przecina głowę Wlewa mi pełno z psem przeciwnych Weźmy trochę starych, to da trochę innych Ciało me umiera i wchodzi w trans Właśnie teraz zaczyna się seans.. [Verse 5] Wstałem rano, zobaczyłem w krwi ściany Podbiegłem do okna, a tam świat nią zalany Krew dostawała się w szczeliny najmniejsze Wiesz co w tym było najdziwniejsze? Spojrzałem na niebo, a tam bramy chmur czarnych Leciała z niego krew i kawałki ciał martwych Lecz coś mnie nagle wzięło, coś mnie wypiętrzyło Zobaczyłem niebo, a tam coś się otworzyło Ujrzałem postać, ona się paliła To był szatan!, jego ręka rządziła Kazał mi walczyć z potworami różnej rasy Obcowałem rożnych, z stylu walki cla**ic Przecinałem ich moim mordłym mieczem I czułem, że dusze tym leczę Coś mnie zdziwiło, bo widownie widziałem Cały czas walczyłem, cały czas zabijałem Walka nie ustawała, ja się nie męczyłem Po kolei, bez pośpiechu z każdym walczyłem Każdy potwór miał na łbie smocze rogi Zrobiłem zamach, pan mi pod nogi Ostatni wyszedł potwór z pięcioma rogami Na nich pisało "ESTEO", dużymi literami Publiczność gdzieś uciekła, publiczność gdzieś zniknęła Bez hałasu, w powietrzu się rozpłynęła Miałem robić zamach, miałem już zakończyć Zwierciadło chore musiało mnie rozłączyć Miałem ten mikrofon, mój miecz się zamienił On w scenę, on mój świat odmienił I zrozumiałem wtedy, że to właśnie to Obłąkane zwierciadło, czy wierzysz, co? [Verse 6] Przyjemność i zapytania znak Dwa w jednym, krótko mówiąc po wyspach(?) Pudełko niewielkie, wszystko mieści się w nim Jak wiedza w mózgu omnibusowskim Różne puzzle jedną układankę tworzą Wystawioną przed jednoosobową lożą Nie ma możliwości wprowadzenia korekt Zwierciadło nieugięte wobec wszystkich ofert Obłąkanie w przyszłości ma źródło swe Sprawuje nad człowiekiem nieobliczalną opiekę Pytajnikiem obdarzony każdy kolejny etap Nie ma obłąkania, działalności map Lecz plan na zwierciadło, podjęta ofensywa Zwierciadło bezbronne każdą bitwę przegrywa Przegrana ma wiele odbić Trwała jest jak ukręcony z piasku bicz Na skicz, raz coś z marzeń sygnetu Rozwiane za sprawą blasku nadfioletu Raz rozwiane już nigdy nie powróci Chyba, że już w całkiem innej postaci Chyba, że już w całkiem innej postaci Chyba, że już w całkiem innej postaci..