Emil Blef - Dwie łąki lyrics

Published

0 81 0

Emil Blef - Dwie łąki lyrics

Na początku były dwie krainy Między którymi strumień zimny rozdzielając płynął I był ten, który był tego przyczyną Najwyższy wezwał tych, a oni przyszli Nagrodził ich za ich dobroć i mądrość Mówiąc będziecie rządzić tymi krainami odtąd Pierwszą objął ten, który życie dawał Drugą ten który mógł na jego odebranie skazać Tętniło życie w pierwszej krainie I niosło wszystko co tylko mogło przynieść Słońce wstając niosło sobą dzień jasny Noc gdy ostatni za horyzontem promień zastygł I tak w doskonałym cyklu Zaroiło się od roślin, zwierząt, człowiek się wykluł A żeby ten ostatni mógł potomkom dać do życia przejście Pan dał im miłość, która zarazem była szczęściem I wezwał go najwyższy Mówiąc już stworzyłeś wszystko czyniąc świat doskonałym Daj ludziom żyć samym i odpocznij wreszcie I ludzie żyli sami Czuli, że ich żywot z dwóch nici jest utkany Lekka radość, czasem w sercu smutku kamyk A gdy spostrzegli to, stanęli ze skargą przed nim On słuchał jak człowiek się ze smutku zwierza Po czym rzekł niech miłość was pociesza Dałem wam jej siłę żeby zdjęła Smutku ciężar I ludzie żyli dalej dając sobie miłość a czasem i z jej siłą Mimo krainy Boga zaczęło dzikich jagód, owoców, miodu brakować Wtedy ci najmądrzejsi poszli w lasy wyrwać drzewa Zasiać zboże by głód przerwać, tak powstała praca ciągła Ludzie nie mogli przestać a z niej trud Który zrodził zmęczenie więc ruszyli ze skargą znów By stanąć przed tym, który dał im istnienie Panie pracujemy dniem i nocą, ciała mamy słabe Jest nam źle, nie mamy jak odpocząć nawet Dobrze, dam wam sen odpowiedziało Bóstwo A z nią trud i zmęczenie wspólnie z wami usną (tylko tekstyhh.pl) Sen koił smutki, na nowo dawał siły Chwalili go ludzie i błogosławili Mówiąc, że lepszy jest niż życie na jawie Bo gdy tylko się przebudzą wraca moc trawień Panie błagamy spraw by sen był wieczny Prosili po raz trzeci On zagniewany prośbą rzekł by ludzie usłyszeli sprzeciw Tego dać wam nie mogę, ale jeśli takie jest wasze pragnienie Idźcie dalej tam do krainy oddzielonej potokiem Więc ruszyli na brzeg by stanąć na nim jako pierwsi I ujrzeli łąkę piękną, jasną krainę śmierci Wtedy ci zmęczenie przeszli strumień A gdy wieczny sen ich przenikł reszta ruszyła tłumnie Szli wszyscy czuli bardziej krainy błogość Potem kładli się i oplatał ich jasności kokon Najwyższy, ratuj życie, które nakazałeś mi, a ja już nie uronię Musisz zniszczyć jasność śmierci nim wszyscy będą po ich stronie Tylko młodzieniec i dziewczyna nie oddają się w ramiona snu By mogli kochać się dla dotyku swych spojrzeń i słów Ale odejdą gdy minie ich miłość i wiosna Rzekł to moja prośba, nie uczynię tego odpowiedział stwórca Choć to prośba smutna i z ciemności grubą zasłonę utkał By zasłonić brzeg stworzył ból I strach By mogły przejścia strzec, po czym rzekł Nie pozbawię krainy śmierci jasności, szczęścia Bo mimo tego odtąd ludzie będą bali się przejścia