Emes Milligan - Labirynt lyrics

Published

0 99 0

Emes Milligan - Labirynt lyrics

[Intro] Kartky, Emes Miligan, Haze Nowe Kino, Nowe Kino, kinoo [Zwrotka 1: Kartky] Chyba to za łatwo przyszło Szósta rano (siódma), kawa, start Co chcesz mi wyczytać z oczu, brudnej bluzy, trudnych spraw? (Ha, hip-hop, joł joł joł joł) Słyszę to kiedy nie pasuje już do żadnej z ich ról A nad głowami szare ściany od podłogi do chmur Spakowała małą do plecaka Siebie do torby Wychowałem razem z nią anioła Dzieciak był dobry I żaden wieczór nie był trzeźwy, spokojny Na potłuczonym lustrze demony, bękarty wojny Nigdy nie byłem pokorny, chce więcej mocy Dochodzę do formy, daleko spojrzeń, północy To momenty, kiedy znowu znikają względy A sentymenty kładę jak monetę - na język I burzę postumenty, nic nie jest stałe A argumenty to: chcę mieć więcej, to tylko parę Pomysłów dlaczego wszyscy ludzie to kurwy (powiedz jak) Pora wysadzić wasze bunkry (jebać świat) I przyjdzie światło tak jasne, tylko nie zaśnij Że spali nasz mrok w sekundę, będę tam patrzył Wytarte nosy rękawem, białe jak lakier Jej obdartych paznokci, gdy ciągnęła za papier [Bridge: Kartky] Kiedy życie to wyścig I wiele imion ma strach Nie chcę poznać ich wszystkich Nie chcę więcej się bać Kiedy życie to wyścig Straciłem za wiele lat Tam nie wrócę już nigdy Z góry patrzę na świat [Refren: Emes Milligan] Wiem, że szukasz stąd wyjścia Ale dalej trwa seans Nienawidzisz już tych ścian Nienawidzisz mnie teraz Wiem, że szukasz stąd wyjścia Ale dalej trwa seans Następna urwana scena I wszystko poszło się jebać [Zwrotka 2: Emes Milligan] W pewnym momencie już przestałem pytać po co zjawiasz się Przecież to tylko dialog głuchych A nasze zmysły są zbyt trudne, zgubne Jak ten w ręku mołotow który podpala iskry wywołane przez gniew By rano poczuć wstyd, poczuć się jak nikt Bo to wczoraj dzisiaj nie znaczy my Więc, musisz przejść do gry, przejść po cichu jak lis By za murem znów wyć Tam gdzie tysiące głosów, ale zero harmonii Ktoś wybija rytm, a z rąk cieknie krew Patrz, milion wyrzeczeń by stwierdzić, że po nic Mimo to, ty wciąż słyszysz ptaków śpiew Chciałabyś latać jak one i z góry patrzeć na miasta Tak bardzo dajesz się ponieść, że to już prawie reinkarnacja Ta wyobraźnia to twoja jedyna tarcza Bo jeśli nie tu, to tam zawsze masz nas W tej symbiozie znika fałsz, bo znika prawda Mrozisz chwile, stąd często łapiesz zawieche jak skejt na rampach Ta gra nie jest świeczki warta Mimo to znów stawiasz ich tyle wokół łóżka By po wszystkim zgasić je w palcach Nie pytasz gdzie jest anioł stróż, heh On nie jest z nami, już dawno się zgubił Ten labirynt ciśnie się na usta Bo może czas ustać, a jesteśmy znów tu dziś [Bridge] [Refren] [Zwrotka 3: Kartky] Ktoś upaja się jej strachem, zapachem Ktoś mówi, że to kurwa, pluje na chodnik Ktoś inny zabrałby zamiast psa na spacer Ktoś inny w cieniu obok się o nią modli Przecież miałaś łapać życie, a nie ciągnąć proch Przecież miałeś być na szczycie a nie w miejscu stać To takie proste, minął kolejny rok Ktoś nie ma na koks, a ktoś nie ma gdzie spać Wybrakowane dni, to tylko zwyczaj Rozdane karty, momenty z życia Fejkowe skarby, żadnych filmów ze wczoraj Robię płyty by nie oszaleć, jutro to morał Wybudowałaś sobie w głowie legoland, okej Liczysz się tylko ze sobą, tyle już wiem I już nie tańczymy do bitu Biorę cie w cudzysłów jak tytuł Jak w "Resident Evil", nie dzięki Nie przykładaj mi tytułów do ręki "Preseason" dało mi siłę, "shadow" emocje i cel I chociaż płonę jak słońce to "fade to black" Słyszę to za plecami, życie się kręci I tylko kasuje ich twarze z pamięci Bo mamy cele na równi z niebem A chce sobie tutaj płynąć jak w "Larry 7 " Z góry patrzę na świat [Refren] x2 [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]