DNA - Czasem lyrics

Published

0 248 0

DNA - Czasem lyrics

[Zwrotka 1] Pocięte niebo nade mną, jedni lecą po Funty Drudzy lecą po Euro, Polski system dał dupy To fatal error, wyrachowana bladź Od lat z tą samą manierą, płać i siemadero Bratobójczy plan, wypełnia się co do joty Zjada nasz kraj, jak narządy krokodyl Prane miliony, i miliony bezrobotnych Miliony braci, ujebanych po łokcie Z debetem na koncie, Płać składki zusowskie Podatki na Wiejską, na diety na beztroskę Kiedyś Państwo, Twą dolę Ci kopsnie Do trumny na gwoździe, Wyjechać hen Byłoby najprościej, niech wytną w pień To co Polskie, Są mi obce Wszelkie polityczne opcje, mówię co widzę Patrząc niezależnym okiem, Skazany na banicję Jak Molesta Skandal, Przez lata propaganda Serwowana jak aspartam, ładnie zapakowana Mózgi nam wyjada, ten kutas tamta szmata Stara zasada, dziel i rządź Nadal aktualana, łatwopalna bang Jak 11 Listopada, kto z kogo zrobił wała Trąbi tabloid, teraz Polska cała W nienawiści skąpana, która strona jest biała Która strona jest czarna, zachowam równowagę Jak flora i fauna, znów kolejny skandal Wybucha jak plastik, chciałbyś wyjść na ulicę Rozjebać ten teatrzyk, Po głębszej an*lizie Tak naprawdę się nie kwapisz, wychodzisz na ulicę I idziesz się napić, gorąca głowa spontan Wprowadz pin, wyciągasz szmal z konta Niech żyje bal, dla wszystkich bomna [Refren] x2 Czasem tylko się przyglądam, będąc bierym widzem Czasem sam się motam, a ktoś przygląda mi się Czasem znajduję wyjście, czasem wyjścia nie widzę Myśli krążą jak sonda, liczą się dobre decyzje [Zwrotka 2] Jedna seta druga seta, trzecia seta Weekend jakoś zleciał, tu na starych śmieciach Kolejny dzień dzieciak, jak odgrzewany klops W kieszeni pare zeta, gdzie jest mój sos Odjebał byś coś, coś na co Cię nie stać Sięgasz po peta, to ostatni paieros I następna rakieta, tragikomedia Sam pisze się ten spektakl, wbitka na pośredniak Ta sama wredna gęba, wychowana na urzędach Rzuca Ci jakiś blankiet, chuj z pięknym porankiem Rzucasz ukradkiem, na jej tłuste cycki Nie tknąłbyś tego, nawet za dwa tyśki Chuj z tym wszystkim, czas na piknik Skok na miejski drifting, jedna dziesiona Druga trzecia, kolejny dzień poleciał dzieciak [Cut: Dj Dizos] [Refren] x2 [Zwrotka 3] Czy coś się zmieni nie wiem, Ponad dwie dekady W niby nowym systemie, te same tryby machiny Metody i ich korzenie, nowe formy Odciskają swe brzemię, dla wielu godny byt To często zbyt wiele, jak tu powiedzieć git Wyłapując na ryj mele, świat elit W twarz nam się śmieje, kraty za baty A na wolności złodzieje, kto mówi że tak nie jest Niech mity rozwieje, kto mówi że tak nie jest Jest tylko hipokrytą, koniec kropka finito [Refren] x2 [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]