Deys - AWAKE! lyrics

Published

0 62 0

Deys - AWAKE! lyrics

[Zwrotka 1: Zero] Szukasz w odsłuchach, na bitach, w podbiciach Nie ma mnie tutaj, enter the T.A.Z Ty nie masz jutra, a ja nie mam dzisiaj Bo pierdolę świat; Jack The Zipper Kserokopie odbite aufwiedersehen, vide, patrz Jeśli masz oczy, od tego je masz Smakujesz sylab, by trawić je w duszy Poruszy i wrócisz po więcej, gdy poczujesz brak Zważ na inercję jak h*moki "Jaws" Bo sypią się ramy ze stali i szkła Posypią się plany jak słabi na psach Nie zbawi cię władza, to blaga dla mas Choć może cię jarać posada i hajs Powaga i staż to jebana gra Nawzajem se skakać do gardeł na znak [Refren: Zero] Czas młodych bogów, chodź, jak złoto w ogniu, stop Nie sprosta odium, co ogół w zarodku zmiął Wyrwiemy z martwych form jak władze z martwych rąk Chcesz wagę z prawdy zdjąć, by szydzić z nagich jak Hiob? [Zwrotka 2: Deys] Mam mikroplany z niczego po niebyt Wjeżdżam bezczelnie metodą imersji "Mercy" mówi do mnie próżnia, wrzeszczy Wieki pomijana przez umysły wielkich W moje nic takie, którego nie mogę nazwać Nie wyraża mnie ta faza w trzech jaźniach Szlachtuję tytuły, nie wiem, co to jest empatia Mam nadzieję, że dla ciebie to nobilitacja Krew niedoli dla tych, których szansa nie wymaca Za późna obrona to jest na zawsze pogarda Wysyłacie sondy, ale żadna z nich nie wraca Nie ratują Kerbale i Wesołowska Maria Znów dobijam resztę jak targu z Hermesem Te słowa prześwięcą cię, masz egzegezę Choć patrzę pobieżnie na bieżnię tych starań Metabolizm nawet ich spóźni się w metę Myśli nie przesądy, to kolejne monstra Jak dzieci, co wierzą w demony spod łóżka Jeszcze nie wierzysz, to już nie odpukasz Wychodzę z papieru; Księga Babadooka [Zwrotka 3: Zero] Po Hasha nie spytasz, co znaczą starania Podnoszę dyskusję o kwalifikacjach Choć determinacja to niejasna sprawa Nie tańczę, jak zagra mi demon La Place'a Nagrodą jest cisza, co wokół się skrapla Ja w zamian zostawiam oniemiałe stada Oklepane hasła to prawdziwa plaga Że chyba się sami nie mogą połapać I trzymam się mocno jak słowo imama Uzależnieni jak Chiny od hana Od teraz od zera oznacza od zaraz Ja za każdy wołacz zawołam se haracz Subtelny szantaż? Kurwa, no popatrz Świat to surogat jak Lewiatan Hobbesa Sumą logowań przelanych na konta Jak sowa Minerwy, ich Synaj dla lepszych Przecinam więzy, węzły wiedzy Wycinam w pień całe sektory Segmenty nędzy, sieć Pomiędzy tobą a snem, leć [Refren: Zero] Czas młodych bogów, chodź, jak złoto w ogniu, stop Nie sprosta odium, co ogół w zarodku zmiął Wyrwiemy z martwych form jak władze z martwych rąk Chcesz wagę z prawdy zdjąć, by szydzić z nagich jak Hiob? [Zwrotka 4: Deys] Trochę za miękko mi w tych komplementach Komplikuj jak umiesz moje dysproporcje Nie zostanę w kropce jak Morse'a alfabet Ta autoratywna kontrola nie pojmie Wyskoczę niczym easter eggi na wizję To nie jest oblane dziś niczyim szyldem Przyczynię się do tego procesu czy nie? Ja jestem w tym ponad, spokojny jak w winie I mi nie minie, w lawinie niewinnie zakrytych Bo nie wiem, czy wytrych krytyka zatrybi Bo dziwni jak studia w Alvernii, budynki Na stówę nie zgłębisz zaplecza techniki Pobieżnie się męczysz, ambicje do luftu Ja mam niepowszechnych dla strumienia mediów Dwanaście tysięcy dowodów triumfu Jak ta piramida z poniemieckich hełmów [Refren: Zero] Czas młodych bogów, chodź, jak złoto w ogniu, stop Nie sprosta odium, co ogół w zarodku zmiął Wyrwiemy z martwych form jak władze z martwych rąk Chcesz wagę z prawdy zdjąć, by szydzić z nagich jak Hiob?