Niedawno wsiadłem jak co dnia do autobusu Jechałem zupełnie sam Za oknem było szaro tak i nieciekawie Przez chwilę zamyśliłem się Autobus jechał długo już nigdzie nie stając Chciałem wtedy wyjść Ale on pędził wciąż jak zaczarowany Terkotem namawiał do snu Zbudził mnie tupot nóg i głośna wrzawa
A okna zasłonił dym W chwilę później powiał wiatr i wszystko ucichło Autobus zatrzymał się Ta podróż trwała długo dość Wstałem zgarbiony z z głowy spadł ostatni włos Wysiadłem w piękny słoneczny dzień Nie było nikogo i nawet mój cień rozpłynął się No i co stało się z moim cieniem?