Ej, hej, hej, miałem nie gadać prozą Słusznie, pogadam wierszem Powierzchnia kultury opaćkana lepkim różem Zanurzona w pocie tancerzy na lodzie Różnice między powierzchnią, a podziemiem tak duże Moda jedzie na powierzchni, underground jedzie po modzie Emocje niuni, która płaci za nowe, białe kozaczki Żując gumę, chichocząc głośno do koleżanki Każdy składnik lansu karmi jej dumę Bo ona i koleżanka mają swój ranking A po drugiej stronie miasta za rzeką i górą Zebrała się elita zwana kontrkulturą Jeden kupił Vintage rower, telefonu rzadki model A wszystkie te gadżety mają przy sobie Mimochodem założyli zespół pełen protestu Wynajęli studio, rejestrują parę riffów i tekstów
I częstują wyszukanym fajkiem Realizatora, który tak się składa jest weteranem załogantem Przygląda się kontrkulturze, która jest tak cool I choć słucha, to tej prawdziwej kontry słyszy nul Mrużąc oczy dziewczę cedzi Jakiś dziwny ten facet co za konsoletą siedzi Gdy on patrzy na nią ta nerwowo chichocze By z tego wybrnąć fotografuje wokalistę jak coś mamrocze Panie, czyżbym żył już w nieciekawych czasach Czy te pannę w kozaczkach tak wiele dzieli od tej z kasą Ja myślałem o sobie, że nieźle establishment kąsam Dopóki nie zobaczyłem jak żył Hunter S. Thompson Może ty masz talent, zamysł To proszę nie dbaj o markę ołówka, sprawdź czy jest zatemperowany