Noc wcześniej myślałem, że na zawsze odeszły, może jak ja też życzysz mi śmierci Ale chcesz czy nie one zawsze wracają, bo raz jesteś myśliwym, innym razem ofiarą Powiedz, że jest ciężki gwar za oknem, żyje aleja Matka gwiazd zenitem chce mnie wyrwać z fotela Szperam po kieszeniach z tępym dźwiękiem w uszach Pusta butelka obok jedną z wcieleń Morfeusza Ruszam się ledwo a zatoki miażdży mi ból, każdy ruch to jakbym dzielił ciało na pół Konstruuje rekonstrukcje zdarzeń- cyngiel płaszcz i czy byłem tam Czy to tylko wizja w snach Czuję strach- pot mija kark aż po plecy, chłodny kompan zbrodni Chce zobaczyć gazety Drzwi ,klamka, leży- świeży kurier już z wycieraczki szczerzy się do mnie nagłówkiem Bankiet zamach, ponoć zdjęli odciski Mój żołądek bez ogródek wypluwa te resztki whisky Wycieram usta wymiętym mokrym ręcznikiem czytam- "Stulti Jakgie (?) cudownie uszła z życiem" Noc wcześniej myślałem, że na zawsze odeszły, może jak ja też życzysz mi śmierci Ale chcesz czy nie one zawsze wracają, bo raz jesteś myśliwym, innym razem ofiarą Biegnę po schodach, bo nie mam czasu na kaprys windy Liczę stopnie po to żeby znaleźć spokój jak nigdy Poręcze grają swoje wieczne hymny półpięter Mój płytki oddech dzisiaj dyrygentem w tej orkiestrze
Ręce tańczą jakby je trafił Parkinson, gdy zgnieciony tytoń toczy dialog z zapalniczką Krętą uliczką bieg- gdzie jest taksówka- tutaj Mija sekunda kiedy "Plac Serca" krótko rzucam Kierowca słucha radia-żonglerka stacja po stacji Mówi: "Plac Serca? Słyszał pan o wczorajszym?" Coraz zerknie w lusterku, zmierzy mnie ostrym wzrokiem "Panie mieszkanie z bajek, tutaj za rogiem jedno tu takie."- dodaje, wjeżdżając kołem na chodnik " 14,50- tylko szuka pan drobnych, no, strzelali do kobiety różne chodzą plotki, przeżyła , ale mówią że to ponoć z zazdrości." Noc wcześniej myślałem, że naprawdę odeszły, może jak ja też życzysz mi śmierci Ale chcesz czy nie one zawsze wracają, bo raz jesteś myśliwym, innym razem ofiarą Obłęd zataczał pętle jakby wyrwał mi aortę, Szatański trybik, w którym koniec jest początkiem Trzecia z nich- wiedziałem doskonale, sam ją wskrzeszę czując ją do niej samej Stałem tak sam, ogłuchłem czy tłum oniemiał Chociaż ona tak ślepa znowu żyła w spojrzeniach, gestach, ruchach, podziałach, fobiach, hierarchii Każdy ród znał jej imię- królowej pogardy Znów sam dziś poczekam aż słonce zniknie za horyzontem Znów przestawię klepsydrę- cyngiel, płaszcz Moje ręce krew zbroczy, ja i moje magnum i tylko kotom płoną oczy