[Intro] Słyszałem mordercę, to było samo zło To nie była agresja Agresja jest dynamiczna jak crescendo w muzyce Zło jest nieruchome Chwilę potem była śmierć, zła śmierć... [Verse 1: HuczuHucz] Jest tak samo, może tylko trochę smutno I nie mówisz dobranoc, i nie mogę przez to usnąć I może trochę pusto, i znowu jest to rano I znowu uwierzyć trudno, że marzenia się spełniają Bywa różnie, skończę u kolejnej w ramionach I rok później poleci znów "Rok później" Bonsona To wiem o nas, Ty pewnie też przeżyłeś to choć raz A jeśli jeszcze nie, to nie wiem, już zaczynałbym się bać Bo wszystko przed Tobą i wszystko przede mną A nie wystarczy słowo by coś wiedzieć tu na pewno I nie wystarczy słowo by powiedzieć jak jest teraz I nie byłbym tu sobą, mówiąc, że się chcę pozbierać I że umiem, i że potrafię, że się nie wkurwię I tak jest u mnie, lepiej znacznie, naprawdę Po co mam ściemniać jak zawsze, rozumiesz? Bo ja wciąż chyba nie, najwyraźniej, w kurwę... To była zła śmierć Śmierć może być dobra, co wynika z życia To była zła śmierć Opowiedz sobie wszystko dokładnie, wtedy zrozumiesz co się naprawdę stało [Verse 2: HuczuHucz] Gdyby nie to, że mam arytmię serca Gdyby nie to, że dowiedziałem się tu o tym przez nas, pamiętasz? Czułem efekty ciśnienia krwi, które podwyższyłaś mi Dzisiaj Cię nie ma, wtedy byłaś i teraz znaczenia nie ma Kurwa, nie ma dziś! Musimy iść, musimy umrzeć, nie możemy żyć i nie ma nic I nie ma uciec dokąd Gdyby nie ten ból o którym nie mówiłem Ci tu nigdy Wziąłbym nóż i sprawdził jak szybko się goją blizny Na Twojej skórze, u mnie pod skórą już dość długo Ale będą dłużej, gdyby nie to, że znajdę drugą Opcję i wezmę oddech, przetnę aortę Tobie Bo wolę żebyś nie istniała niż żyła obok mnie
I kiedyś to zrobię, więc przygotuj się na dłonie we krwi I próbując złapać oddech powiem "kocham Cię" ostatni raz już Tobie To rozwiąże problem, co dzień się o to jutro boję Mam pistolet, dwa naboje i nas dwoje... To koniec w tym raju po tej stronie Nazajutrz znowu mi się przyśni taki moment jak ten Wiem to jest nietaktem tak mówić i uśmiercać to co kochałeś najbardziej I gubisz się już sam w tym lub sama Gdyby nie to, że nasze plany utonęły w planach I tak Ci powiem "przepraszam" Bo nie chciałem tego mówić głośno i próbuję się ogarniać Ogarniasz, ja wciąż żyję miłością, tak Udowodnić swoją wyższość jeszcze raz Jakbym kurwa nie wiedział w co grasz Gdy byliśmy razem to myślałem, że damy radę A co myślą o nas ci dla których zawsze byliśmy przykładem? Ty, jakie inne? Kolejna i jeszcze jedna I teraz wiem, jak to życie można łatwo przegrać Muszę wytrwać, więc znikaj, proszę Cię A ta arytmia może mnie zabije kiedyś, a może nie I najgorsze, że ta historia jest prawdziwa Tak jak to, że chciałem żebyś tu była szczęśliwa Ale ze mną, żebyś dzieliła tę codzienność Nigdy nie chciałem zabijać, ale zabiorę Cię w ciemność Czeka Cię piekło, ja w swoim jestem odkąd Mimo słońca ulice zaczęły moknąć Zabiorę Cię tam złotko, pójdziemy prosto tak A Twoje oczy to już nie moje okno na świat Gdyby nie to, zniknąłby mi wreszcie z oczu płacz A z ust kurwa mać, kurwa mać i kurwa mać I dłużej się nie uda grać mi, w końcu nóż wbiję w klatki Bo lepiej by było gdybyśmy byli martwi Gdyby nie to, że już nie mamy tylu spięć To zbiłbym termometr i wpierdolił rtęć I gdyby nie to wszystko to byłoby dobrze wiesz A tak poza tym to wcale nie jest ok Nie jest ok. Cześć [Tekst - Rap Genius Polska]