[Zwrotka 1: Skor]
I gapię się w szybę, wciąż słyszę stukot kół
Rytmicznie kołysze nas blaszany potwór
I tyle nas w środku, zamkniętych w niewoli
I pędzi monolit, pieprzony czasu bolid
Bilety do kontroli, i tak etap za etapem
Bunkrują się w kiblach ci co jadą na gapę
Bo zabrakło nawet na drugą klasę, tymczasem
Kto jest zarobasem jedzie w przedziale z tarasem
Ktoś łyka proszki na sen, dawkę razy sto, bo
Przepierdolił kasę i bilet w przedziale obok
I nie pytaj co robią ci na końcu korytarza
Gdy mają przekrwione oczy i dziwny uśmiech na twarzach
Stal toczy się nadal, wołają "Boże, przebacz!"
Ci którzy wierzą, że mają bilet do nieba
A tuż obok przedział oddany buntownikom
Którzy otwierają okno i na cały głos krzyczą, że:
[Refren: Skor]
Pędzi, wciąż pędzi, nasz pociąg donikąd
Przez łzy, uśmiech, radość, ból ran
Pędzi, wciąż pędzi, nasz pociąg donikąd
Przez sny, pustkę, odwagę i strach
Pędzi, wciąż pędzi, nasz pociąg donikąd
Przez zawiść, niepewność,przez wiarę i płacz
Pędzi, wciąż pędzi, nasz pociąg donikąd
Przez gniew, obojętność, przez miłość i żal
[Zwrotka 2: Pores]
Siedzę przy drzwiach, ktoś rozlewa, leje się, Jelcyn oburącz
Bo choć jest to nowy przedział wciąż jeszcze śmierdzi komuną
Pociąg pędzi, kielon dla kobiety co siedzi tu z córą
Tu nikt nie wie dokąd zmierza więc zajeżdżają się wódą
Wychodzę by zajarać, ktoś mi kradnie miejsce w chwile
Tu cwaniactwo jak parawan, połknie wiatr chroniąc ci tyłek
Pcha mnie w przód kolejna fala, ludzkich głów peron za milę
Na jednych czeka Walhalla, tam na innych wycie syren
Pociąg znów ruszył, stukocze, stukocze, terkocze stal
Tak jak płynie Ci życie, serpentyn warkoczem w dal
W środku zamknięci pacjenci w stałej sekwencji ciał
Pośród awersji, agresji, demencji, jebanych traum
Kto kieruje tym pociągiem, kto steruje tym zaprzęgiem?
Na to mam swoją teorię, wystukam ci ją pod bęben
Raptem wszędzie ciemność, wchodzą w czarnych kominiarkach
Wyciągają mnie na zewnątrz, pada strzał, gaśnie latarka
[Zwrotka 3: Szad]
Sunie maszyna po szynach, a kiedy się przy was zatrzyma
Spojrzycie w oczy olbrzyma oczyma, tak się zaczyna
Wąski wagon bez przedziałów, najpierw znaleźć miejsce ciału
Żeby zrzucić część ciężaru, i posilić szczęściem żalu
Lecz siedzące już zajęte, siedzą krowy, kurwa, święte
Starczy oka rzut na gębę, lubią czuć do gówna miętę
A ty w przejściu stój z talentem, sny nie jak koszula zmięte
Bądź jak oni, kurwa, sępem, albo będzie tu stał strzępek
Dobrze jak masz silne łokcie i kręgosłup, kark, paznokcie
Niektórym jest dziwnie obce utknąć w przejściu z życiem w kropce
Wybór: pęknę lub się zesram, wstydu będzie, spadną z krzesła
Ta bezradność jest obezwładniająca, że stracą miejsca
Z szeptów wiesz, że pierwsza klasa z przodu jest i wieprz zaprasza
Kelner właśnie mankiet kasa, hola! nie dla plebsa bażant
Szara pominięta masa, to nie, kurwa, święta rasa
Równe są tylko bilety, w jedną stronę bo nie wraca
[Refren: Skor]