(żebyś walczył) Stałem obok i wyrzuciłem z siebie pierwszy szept Byłem w tym domu, w tym, w którym panował wieczny lęk Gdzie zasłon rolą było oddzielenie od zewnętrznych sfer By nikt nie pojął, by nikt nie ujrzał tych dantejskich scen Było ich czworo - syn, ojciec i jego dwie pięści To one były zmorą, to nimi prawo kreślił Jedyną ochroną był czas, gdy księżyc w pełni Wchodził tu na nieboskłon i wymazywał grzechy Wyrwał się stamtąd, miał zacząć życie od nowa Wraz ze swoją wybranką otrzymał bilet od Boga Na życiową normalność, zostawił w tyle, gdzieś, wroga Który w nim zabił dziecko, zamiast to dziecko wychować To miał być nowy etap, jego życie po śmierci Jednak on wyrósł w szeptach, ciężko z nimi zwyciężyć Poszła w obroty ręka, kiedy puściły nerwy Krew z krwi człowieka, a wpierdol po raz n-ty Jestem złem, oddziałuję na Ciebie Nie wiesz gdzie, nie wiesz kiedy Cię zmienię Raz posłuchasz mej tyrady, pozostanie Ci w myśli Milcząc na spodzie jaźni, czeka by się uaktywnić Możesz uleczyć rany, ale zostaną blizny Możesz uciec w zaświaty, ale Cię dorwę #skurwysyn Można mnie zwalczyć, to widać w czynach Ludzi spróbuj zrozumieć, ale ich nie usprawiedliwiaj Stałem obok i wyrzuciłem z siebie drugi szept Tu, gdzie tarabany mową zastąpiły ludzki śpiew Bo, gdy karawany z bronią biorą w swą pieczę krew To niewinni będą płonąć - tako rzecze śmierć Tu, gdzie się wprowadza demokrację ołowiem Walczył człowiek z wrogiem, a ja stałem za rogiem Był nowicjuszem wojen, a między prawdą a Bogiem Nie wierzył w to, że naboje wprowadzą stan zwany pokojem Odbębnił swoje, powrócił do rodziny Zostawiając po sobie hełmy nabite na karabiny Ich właściciele może i nie byli bez winy Ale siedzieli w jego głowie, gdy sny przypominały czyny Minęło kilka lat, spokojny wiódł żywot zwycięzca
Nie wspominał walk, ale demony zaczęły szeptać Z domu wyszedł sam, niesiony na fali szaleństwa A gdy wkroczył na plac, zaczął broń odbezpieczać Jestem złem, oddziałuję na Ciebie Nie wiesz gdzie, nie wiesz kiedy Cię zmienię Raz posłuchasz mej tyrady, pozostanie Ci w myśli Milcząc na spodzie jaźni, czeka by się uaktywnić Możesz uleczyć rany, ale zostaną blizny Możesz uciec w zaświaty, ale Cię dorwę #skurwysyn Można mnie zwalczyć, to widać w czynach Ludzi spróbuj zrozumieć, ale ich nie usprawiedliwiaj (słyszysz szepty Słyszysz szepty Słyszysz szepty Słyszysz?) Stałem obok i wyrzuciłem z siebie trzeci szept Stałem na klatce, gdy ojciec ją wypieprzył precz Nie na zawsze, robił tak, gdy zmęczył łeb Tym, co trzymał w szafce - procent czterdzieści w szkle Nie polegała na matce, z nią była sprawa podobna żaliła się sąsiadce, gdy była mała, samotna Los wzięła między palce jak w końcu sama podrosła Miała problemy na starcie, nie była jej pisana prosta Znienawidziła starych, a przez to i cały świat A jej portfel był dziurawy, jak po wojnie Stalingrad Wpadła w złe towarzystwo, później komuś do łóżka Bo, gdy nie miała na nic, to zaczęła się puszczać Jest skutek, jest przyczyna, dziewięć miechów na liczniku A gdy urodziła wspomniała rodziców "Nie potrafię kochać" - to pierwsze co usłyszało w życiu A w gazecie był artykuł o dziecku na śmietniku Jestem złem, oddziałuję na Ciebie Nie wiesz gdzie, nie wiesz kiedy Cię zmienię Raz posłuchasz mej tyrady, pozostanie Ci w myśli Milcząc na spodzie jaźni, czeka by się uaktywnić Możesz uleczyć rany, ale zostaną blizny Możesz uciec w zaświaty, ale Cię dorwę #skurwysyn Można mnie zwalczyć, to widać w czynach Ludzi spróbuj zrozumieć, ale ich nie usprawiedliwiaj