Jak ciężko razem zebrać was Zaprosić znów pod jeden dach Mój dzwonek do drzwi pokrywa rdza Powoli dopalają się Ostatnie półlitrówki dwie Chowane na wasz powrotny dzień Wybaczcie Zły sezon, porozrzucało nas Najbliższych, nazwisk brak Zły sezon, ubywa jakby nas Wspomnienia najjaskrawsze liże rdza
Być może lepiej spalać się Niż niby chleb obrastać w pleśń I ciągnąć jak klej na raty śmierć Nikt z was mi nie odpowie, nie Ten aż do nieba cały wiek Wędruje ten list jak światło gwiazd Wygasłych Zły sezon, porozrzucało nas Najbliższych, nazwisk brak Zły sezon, ubywa jakby nas Wspomnienia liże rdza