[Intro] Mandala, mandala... Rozwiał ich wiatr jak mandalę... [Zwrotka 1] Nie mam potrzeby się prężyć, ani szczerzyć Chcę życie przeżyć jak należy, nie musisz wierzyć Rzuciłem myśl, że "cokolwiek mi się należy" Nie mam tysiąca żołnierzy, nie znam pacierzy Przestałem ludzi własną miarą mierzyć Jak Hölderlin siedzę w wieży, i chcę uwierzyć (mocno) Choć nie nadstawiam prawego, kiedy w lewy mnie uderzysz Wieczorem wracam do macierzy (ot co!) Spotkasz mnie w oberży gdzie gawiedź rży kiedy bredzę Samotnie siedzę, pode mną skała drży rodząc wiedzę Widzę alfę w omedze, koniec w początku Widzę zmiany i proces, nienazwany flow wątków Nie wystarczy tylko pościć przy piątku dziś Rozbijam biwak na mych strachów przylądku Miks chaosu i zdrowego rozsądku, jak być w porządku W tłumie łowców cudzych majątków [Refren] Kiedyś było nas stu, dziś zaledwie jest kilku Kiedy zasypiam słyszę ujadanie wilków Włóczykij znów opuszcza Dolinę Muminków Zobacz huragan ognia patrząc na drwa w kominku
[Zwrotka 2] Ich nakazy i zakazy mam za nic Żyje w kręgu tajemnic nie znając granic Nie gram już o nic, świtem błądząc po grani Choć modlę się do drzew i do burz jak poganin Ostatni Mohikanin, biegnę jak Willie Boy Składam słów origami, ciągnę homilii sto O tym mówili ci, co lasem się karmili Żyli tu, byli, pędzili, przeminęli w jednej chwili Rozwiał ich wiatr jak mandalę Ja czyszczę stale zbrukany talarem talent I dalej, ścianę kolorem walę, pierdolę gorzkie żale Faję z outdoorem palę, bo jest honorem talent Jest darem, nieważne - chcianym czy niechcianym Tylko ja i te cztery ściany, niech płoną meridiany Membrany interkosmosu, wiem że jest na to sposób Wśród kolosów rap nabierał rozgłosu [Refren] [Outro] Jakaś pieśn o Rolandzie spisana na kolanie Zagrana na Rolandzie, grana na zawołanie Jesienne czarowanie, idąc szlakiem jaszczurek Ruszam przed pierwszym kurem, jestem królem podwórek [Refren]