[Zwrotka 1: Hans] Spadłem z deszczem, morze przekleństw, na planetę marionetek Aby w przestrzeń między wiersze wsunąć treści, gdzie ich miejsce Spadłem na was, wpadłem dla was, spadam nadal by się złamać Aby klęknąć, poczuć ból i zmięknąć jak większość Aby piękno, pękło i rozlało się jak mleko Potem wdepnąć w to aby nie było już jak tego przełknąć Niech inni też przebiegną, pokaż że ci wszystko jedno Kiedy depczą ci nie wierni twą świętość jak ścierwo I szepczą że to zdechło zanim tylu ich przeszło I wieszczą ze to jad zabija przez swą grzeszną przeszłość Spadłem trzy piętra w dół, znów widzę to samo Zjadłem kęs, popiłem pół i obudziłem się rano Ciężko strawna prawda ściska żołądek w maglach A słowa jak brzytwy podcinają gardła w żartach Wilki wokół, a gdzie podziali się ludzie Każdy z nich szarpie mięso i żre póki nie spuchnie Ślina kapie on sapie i śmierdzi potem Potem totem wznosi aby modły wznosząc prosić By upodlić się już dosyć, poczuć wzniośle Choć godzinę dziennie by sumienie było znośne A wyrzuty senne, aby żyło się tu prościej
Otępiały w tym piekle [Zwrotka 2: Deep] Spadłem jak trup w dół katakumb aby w ciszy znaleźć sens ten W morzach faktu szukać traktu i nie sprzedać się za bezcen Nim się Czołgać się na czworakach. W płuca wciągać błota zapach Postacie co tu przebiegły mają to miejsce za piekło Zostanę tutaj, chociaż nie ludzkim jest być słabym W świecie gdzie nie patrzą w dół na dłoń tych co nie dają rady Wilk dla wilka jest człowiekiem, instynkt dobra tracą z wiekiem Patrzą w sklepienie kościoła przybliżając się do piekieł Spadłem tutaj by wytykali mnie: 'to tamten Co uleciał z dymem jak spalone ścierwo z wiatrem' Spadłem w bezsens, sens nadać, temu co sensu tu nie ma Pustki bezkres, gdzie jest pieniądz, dragi, głód i spalona ziemia Płonie Afganistan, Irak, trupy wywożą na tirach Koło mego okna kacach hajs zatracają w ździrach Ziemia się kręci niebo grzmi jak z średniowieczu Ale wiara tu spłonęła już w ubiegłym wieku w piecu Spadłem tutaj i nie pytaj mnie o życie bo nic nie wiem Stoję niemy między brukiem a wiecznie błękitnym niebem