Abel - Noc I Dzień lyrics

Published

0 131 0

Abel - Noc I Dzień lyrics

[Verse 1: Abel] Wychodzę z domu o świcie Powoli budzi się życie Mijam podwórka, ulice Wszystko wabi swym kolorytem Problemom i pasmom potyczek Nadstawiam drugi policzek Energia, chce mi się krzyczeć Niech inni mają kaplicę Na uszach niosę muzykę W kieszeni cały dobytek Planuję nową taktykę Dziś pomysły mają pokrycie Już słońce prawie w zenicie W witrynach moje odbicie Monopol na okolicę Zna mnie tu cały ulicy komitet Nie wczuwam się w politykę Osiągam status "Marzyciel" Spisuję moją kronikę W studiu robię z niej pożytek Nie biorę nic na logikę #Everest, jestem na szczycie Z kim chcę, piątki przybite Przecież to moje życie Tutaj mam Teneryfę Przyjaźń, za nią wypite Ofiary w butelkę nabite Jej uśmiech dla mnie promykiem Poznaję Cię po mimice Po co siejesz panikę? Zawsze mówię z zachwytem Że miłość nie jest tu mitem [Bridge: Abel] Chodź, zobaczymy wschód i zachód Jakie to piękne! Dzień i noc, chodź, podaj mi rękę! Skoro nie ma tu miłości, to czemu w tym mieście W samym centrum ciągle bije serce? [Hook] Chodź! Zobaczymy, jakie to piękne! Dzień i noc, podaj mi rękę! Skoro nie ma tu miłości, to czemu w tym mieście ciągle bije serce? [Verse 2: Abel] Wychodzę z domu w nocy Wszystkiego mam dziś dosyć Z każdej strony kłopoty Nikt nie wie jak to się potoczy Każdy dzień naciąga gumę od procy Aż w końcu polecę w obłoki Póki co ważą się losy Byleby konsekwentnie się unosić Ludzie krzyczą "pomocy!" Uczę się przyjmować ciosy Mendy piszą donosy Czuję to pismo nosem Chcę robić tu kokosy Cały czas tylko niedosyt To nie wyjście smutki topić Lub mówić, słyszeć głosy Szeroko otwieram oczy W dłoniach zostają włosy Nie mam na nic ochoty Ręce opadają z niemocy Poddają się tylko idioci Znajomi, koledzy, prorocy Wiem, nic nas nie zaskoczy Może problemy - kolosy Nad ranem krople rosy Śpiące monumenty, bloki Mieszkańcy budują okopy Tyle tu oryginałów, co kopii Nienawiść - nowy narkotyk Masowa inwazja głupoty Zwinięte w rulony banknoty W utopii łatwo się topić [Bridge: Abel] [Hook] [Outro] Wolny człowiek może wszystko Zafascynowany hasłem „bezgraniczność" Nikt nie powie nawet słowa szeptem Po co? Jak mam żyć vis-à-vis z elektrycznym krzesłem? Myśli, krucha porcelana Przy stole ja, ojciec, mama Kawa czarna, oczy, łzy, wracam do siebie Nikt nic nie jest w stanie mi powiedzieć Po co oglądać to trzeźwym wzrokiem Skoro mogę być gdzie indzie niż tu — pod blokiem? Serce czarne, kawa, łzy — z powrotem Pięści, nerwy, krzyk… Co potem?! Muszę wyjść, wybiec, uciec… Huk trzasku drzwi… Nie wiem, czy wrócę To nie ja, to wy macie problem Bo doskonale wiem, co dla mnie jest dobre! [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]