303 - Jeden Z Ostatnich Rozdziałów lyrics

Published

0 202 0

303 - Jeden Z Ostatnich Rozdziałów lyrics

Pytasz mnie gdzie się podziałem, dawno się przewracam w grobie Odszedłem na stałe dlaczego sam sobie odpowiedz Bez przemyślenia walę, niszczę i sram na morale Podnosiłem na duchu, a nic nie dostałem wcale Stałem się radykałem, odkąd robak we mnie umarł Powiem ci, że to wspaniale, kiedy rozpierdala duma No co, tak ciężko skumać to, że zabito we mnie Spokój ducha, no to słuchaj, bo się zrobi nieprzyjemnie Jestem martwy dla świata, w którym Jezus schodzi z krzyża Dziury w dłoniach, z bólu płakał, ale zdołał się wylizać Mógł wam naubliżać, żenada na dwóch nogach Armageddon się nie zbliża, tylko siedzi w waszych głowach Trudno się dziwić, jest naprawdę sporo miejsca Wszyscy parszywi wyrzekli się człowieczeństwa Uśpione społeczeństwa, wielo-orgazmowa trzoda Co ma martwe serca i kurwa jebie się na grobach Tych co kiedyś kochali, gotowi byli oddać życie Za nich dziś świat się spalił, naprawdę jeszcze nie czaicie? Drani trzeba rozwalić, ale jest ich jest cala armia Rozgardiasz, alarm, restart, ciężka awaria Najświętsza Maria Panna, Madzia, kocyk i wanna Ci celebryci teraz wiesz stanowią standard A hipokryci maszerują dumnie po alejach Płacz rozrywanych zygot widać się nie przejadł Rozumie ściera? Czy mam jeszcze raz tłumaczyć Że miłość do figurek to naprawdę chuja znaczy Nie mówię tu o tacy, bo to jest już tak ban*lne Widzę nie dociera, cacy, no to na kurwie wygarnę Prorok kupiony na targu, zresztą , wiesz, dam sobie spokój Nie obudzę cie z letargu , no a ty mnie nie prowokuj Tylko taka mała rada, bo wyczucie ci nie sprzyja Dziś już nie jest ważne czy krzyż czy pale jej wsadzasz w ryja [Ref.] Panie powiedz mi, dlaczego zabrałeś mój świat Już słabo go pamiętam Bo przecież Ty miałeś mieć moc, która jest święta Potrzebny jesteś dziś [Zwrotka 2] W sumie to lepiej, że tolerancja poleciała w kibel Wojujący pacyfiści - jak tych gnojków nienawidzę W towarzyskiej pierwszej lidze najpierw musisz się najebać Dolce Gabbana, bogata umysłowa bieda Co puszcza się w klubach jak dopcha białego do nosa Narożniki dwa, świat i ja w kieszeni kosa Chytry jak Mosad, bezwzględny jak Putin Uwolnić p**y Riot, potem skurwiela udusić W najbliższym towarzystwie już nie ludzie, a szarańcza Cągle przenoszone droga płciowa toksyczne kłamstwa Mówisz nienawidzisz chamstwa,"lubię to", kurwa "me gusta" Widzę od ciągnięcia kumplom już ci popękały usta Zapalnik ustaw to ostatnie odliczanie Codziennie widzę piekło, nic gorszego się nie stanie Gdy tu zejdą aniołowie, ci przywołani przemocą Zwrócą nas przeciw sobie, pytanie tylko po co? Deszcz bezwładnych ciał pada z dachów tych budynków Gdzie krzyk, krew i szał zastąpił wygładzanie tynku Kochany synku mama dzisiaj dłoni ci nie poda Bo nie chciała żebyś żył, a nie mogła cie wyskrobać W imię Boga ma nosić w sobie żywy dowód gwałtu Nie wiem kto jest ojcem, było czterech no i chlali w parku Proszę niech pan coś z tym zrobi, bo mnie wstyd tak bardzo zżera Zamknij mordę głupia kurwo i inaczej się ubieraj I co dalej chamie wspierasz tego dziada z Watykanu Hołownię, Cejrowskiego, Nycza i resztę baranów Dominacje Stanów i kult Unii Europejskiej W imię zmian należy podłożyć bombę na wiejskiej Wiesz ja sram na konsekwencje, mimo zaciśniętej pętli Bo od zawsze mam tendencje, żeby zasiać spory mętlik Chociaż kiedyś bylem inny, jebać, nie pamiętam Wracam tam skąd przyszedłem, bo już lód pode mną pęka [Ref.] Panie powiedz mi , dlaczego zabrałeś mój świat Dziś zżera mnie męka Bo przecież Ty miałeś mieć moc, co uwalnia od piętna Z którym muszę żyć